Czy jest coś, czego się boję?
Nie.
Nie boję się niczego. Nawet teraz, gdy jestem sama w zupełnie obcym mi miejscu, wszystko wydaje się lepsze, życie wydaje się lepsze. Nie czuję się tu obco, jest tu coś co jednocześnie mnie odpycha i przyciąga, nie umiem tego wyjaśnić w racjonalny sposób. Nie wiem co to jest.
Jest 3:00 rano, do końca nie wiem co się stało, ale najwyraźniej był to kolejny, dziwny sen. Nie wiem co się dzieje, chyba oglądam za dużo telewizji, zdecydowanie za dużo. Mimo wszystko postanawiam zapisać to w senniku, który założyłam wczoraj, gdy po raz pierwszy przyśnił mi się dziwny a za razem przerażający sen. Mam nadzieję, że to tylko zbieg okoliczności, że w tak krótkim czasie przyśniły mi się te sny. Mam też nadzieję, że więcej nie będę musiała budzić się z przerażeniem. Po szczegółowym opisaniu koszmaru odkładam zeszyt z powrotem na stolik nocny. Zgasiłam lampkę nocną a moje oczy same się zamykają. Resztę nocy przespałam spokojnie, bez żadnych koszmarów.
Mój budzik nastawiłam na 6:00, ponieważ o 7:30 wyjeżdżamy z domu. Jestem strasznie niewyspana i najchętniej z powrotem wtuliłabym się w cieplutką kołdrę, jednak rzeczywistość nakazuje mi wstać i zażyć porannej toalety. Powolnym krokiem ruszyłam do łazienki, biorąc po drodze sukienkę, którą sobie wczoraj przygotowałam. Nie chce mi się spędzić tyle czasu w samochodzie, ale niestety musze. Podczas podróży nie najlepiej się czuję, mdli mnie, dlatego tak bardzo tego nie lubię. Idąc korytarzem zastukałam w drzwi od sypialni rodziców, aby ich obudzić.
Wchodząc do łazienki wydawało mi się, że wyglądam jak zawsze; roztrzepane włosy i śpiochy pod oczami, jednak nie tym razem. Przyglądając się w lustrze zauważyłam, że moje oczy są większe, podpuchnięte i czerwone.
Krew.
W moich oczach jest krew.
Co się ze mną dzieje? Co jest nie tak? Nigdy wcześniej nie byłam w takim strasznym stanie. Zaczynam się bać. Coś jest nie tak. Powinnam pójść z tym do lekarza, ale może tylko mi się wydaje, że coś się dzieje. Za bardzo przeżywam. Nie podoba mi się to. Postanowiłam zignorować moje dziwne oczy i zaczęłam się przygotowywać do wyjazdu. Ostatecznie w łazience siedziałam 30 minut. To chyba mój rekord. Pierwszy raz rano tak szybko doprowadziłam się do porządku, no może dla tego, że mama cały czas mnie poganiała, dodając: ‘Nie tylko ty chcesz się umyć, pośpiesz się Vicky!’
Nadal nie wierzę, że to już dzisiaj. To właśnie dzisiaj opuszczam swój dom. Będę musiała być bardziej rozważna, nie wiem czy sobie poradzę. Do odważnych świat należy, nie pracowała tyle lat, żeby teraz się poddać i zostać w domu. Nie mogę teraz tak po prostu się z tego wycofać, nie jestem tchórzem . Nie ja.
- Wychodzimy! – popędza mnie tata.
Chwyciłam swoje torby po czym jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju i wyszłam. Będę tęsknić.
W samochodzie panuje dosyć napięta atmosfera. Wszyscy jesteśmy zdenerwowani moim wyjazdem. Nawet tata jest poddenerwowany, co rzadko mu się zdarza, przeważnie jest wyluzowanym ojcem, za co jestem mu wdzięczna. Gdy coś przeskrobię nie muszę słuchać godzinnych wykładów na temat ‘Gdy ja byłem młody…’ lub ‘Za moich czasów…’
Musimy jeszcze podjechać po Caroline i ruszamy do college’u. Postanowiliśmy, że pojedziemy razem, ponieważ wyjdzie nam to wiele taniej, niż osobna podróż. Gdy podjeżdżamy pod dom Państwa Simpson, Caroline siedzi już na ganku wyczekując na nas. Cała Carol, normalni ludzi czekaliby w ciepłym domu, ale nie ona.
- Dzień dobry! – krzyczy radośnie, pakując torby do bagażnika.
- Witaj Caroline! – odpowiada tata. Mama natomiast uśmiechnęła się do niej, jest to skromny, ale uroczy gest z jej strony.
Czekamy jeszcze chwilę, aż Caroline pożegna się z rodzicami. Gdy wyjeżdżamy na ulicę rodzice Carol machają nam na pożegnanie. Po ich twarzach widać, że są dumni ze swojej jedynej córki.
Droga przemija nam w milczeniu. Wszyscy rozglądają się dookoła podziwiając krajobrazy, jedynie tata skupiony jest na drodze, ale to chyba oczywiste, jest bardzo dobrym kierowcą. Mam nadzieję, że odziedziczyłam po nim zdolność do prowadzenia aut.
W końcu mama przerywa ciszę, odrywając mnie tym samym od moich rozmyślań.
- I jak dziewczynki, podekscytowane? – mówiąc to, spogląda na nas przez lusterko, które znajduję się na przedniej szybie samochodu.
- Tak mamo, bardzo się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo – przewracam oczami. Mama na szczęście zauważyła moją ironię, na co lekko się skrzywiła.
- Ja owszem, wracam tam po raz drugi i myślę, że ten rok będzie jeszcze lepszy – wtrąca z śmiechem Caroline. – A ty Victoria, dlaczego się nie cieszysz? – dodaje. Najwyraźniej ona też wyczuła ironię w moich słowach.
- Bo nie i tyle –wzruszam ramionami.
- Eee… będzie fajnie, zobaczysz – zapewnia mnie Caroline.
Tak, na pewno będzie fajnie. Całe dni spędzone przy książkach, coś pięknego.
- Zaraz będziemy na miejscu – informuje nas tata.
Nigdy nie sądziłam, że będę się cieszyć na wieść, że zaraz będziemy wakademiku. Już nie mogę usiedzieć w tym ciasnym samochodzie, na dodatek mama uparła się , że nie będzie żadnych przystanków, twierdzi, że dzięki temu szybciej będziemy na miejscu. Przez następne 20 minut próbowałam usiedzieć na swoim miejscu, co sprawia mi ogromne trudności.
- Jesteśmy! – radośnie oznajmiła Caroline, zadziwiając nas swoim głośnym krzykiem. Ona naprawdę musi się cieszyć, że tu wróciła.
Na szczęście nasz akademik znajduje się na poboczu miasta, dzięki czemu łatwo jest się tam dostać. Budynek jest duży, można powiedzieć, że jest wręcz ogromny. Cały pokryty jest starymi, klasycznymi, czerwonymi cegłami, co dodaje mu uroku. Dookoła budynku znajdują się równo przycięte drzewka. Trawa porastająca brzegi akademika również jest równo przycięta. Na pierwszy rzut oka, widać, że właściciel dba o swoją posiadłość. Gdy tata zatrzymał się na wolnym miejscu parkingowym, wszyscy radośnie opuszczamy samochód. Rodzice pomagają nam z walizkami, gdy wchodzimy do środka. Recepcja jest duża i bardzo ładnie udekorowana. Na podłodze znajdują się duże szare kafle, natomiast ściany pomalowane są na jasno-brązowy kolor. Całą recepcje zdobią liczne kolorowe kwiaty. W pomieszczeniu znajdują się również małe stoliki z kanapami. Przy okienku stoi wysoka, szczupła blondynka. Nazywa się Natlie, przynajmniej tak pisze na jej plakietce. Uśmiech Natalie jest pełen radości ukazując przy tym jej idealne białe zęby.
- Witam państwa!
Wszyscy oprócz mnie odpowiadają ‘dzień dobry’.
- Jak się nazywacie dziewczynki? – pyta recepcjonistka.
- Victoria Evans i Caroline Simpson – odpowiedziała za mnie Caroline.
- Dobrze, zobaczę gdzie was przydzielono – po tych słowach zajrzała do swojego komputera.
Gdy dokładnie wyjaśniła nam gdzie mamy się udać, okazuję się, że mieszkamy w zupełnie innych skrzydłach kampusu. Nie ukrywam, trochę mnie to przygnębiło.
- Poradzicie sobie same? – pyta mama gdy odeszliśmy od okienka.
- Tak, możecie jechać – odpowiadam obojętnie.
Po 20-sto minutowym kazaniu mamy, wreszcie pojechali. Przez chwilę jeszcze rozmawialiśmy z pracownicą akademika, tłumaczyła nam jak należy się tu zachować. Jednym słowem; nuda. Gdy wszystko było już jasne, przynajmniej tak mi się wydaje, wzięliśmy swoje klucze od pokoi.
- To co? Każdy idzie w swoją stronę – cichym głosem powiedziała Caroline.
- Najwyraźniej tak. Głupio, że mieszkamy tak daleko siebie.
Na odpowiedź Caroline pokiwała głową, dodają:
- Do zobaczenia na kolacji.
- Do zobaczenia – uśmiechnęłam się lekko w jej stronę.
Chwyciłam swoją torbę i weszłam do najbliższej widny, widziałam jeszcze tylko, że Caroline wybiera się schodami, zdecydowanie zły wybór. Wokół są chyba cztery windy, a ona wybiera schody, czasami jej nie rozumiem.
Mój pokój znajduje się na piątym piętrze, nie ukrywam , winda będzie się przydawać codziennie, jestem strasznym leniem. W windzie sprawdziłam jeszcze czy mam wszystkie swoje walizki, na szczęście wszystkie są. Chwyciłam pakunki w dłonie, aby sprawnie wyjść. Gdy wychodzę tłum nastolatków pcha się w stronę windy, nie dając mi szansy wyjść. Już w pierwszej godzinie pobytu w akademiku, jestem zdenerwowana. Świetny początek.
- Kurde! Czy możecie mi łaskawie pozwolić wyjść z tej cholernej widny?! – mierzę ich wściekłym wzrokiem.
Dwie dziewczyny dziwnie się na mnie patrzą, reszta ludzi natychmiast mnie przepuszcza, co mi się podoba. Niech wiedzą, że ze mną się nie zadziera.
Korytarz jest długi, wystarczająco długi, aby się zmęczyć szukając swojego pokoju.
Mój pokój ma numerek 14A, aktualnie znajduję się przy pokoju 3A, czyli mój znajduje się miej -więcej w połowie korytarza. Gdy byłam już pod swoimi drzwiami z ulgą postawiłam torby na podłodze, szukając w torebce kluczy, które wcześniej tam wrzuciłam, nagle drzwi obok się poruszyły. Wyszedł z nich chłopak, niezwykły chłopak. Jego włosy były długie i lekko kręcone, usta różowe a jego oczy są…. czarne. Ma na sobie zwykły czarny podkoszulek, który odkrywa jego liczne tatuaże. Jego spodnie są dosyć obcisłe a na nogach ma glany. Już go lubię. Bez chwili wahania powiedziałam:
- Cześć – uśmiecham się do mojego nowego ‘sąsiada’
Chłopak zmierzył mnie groźnym wzrokiem po czym sobie poszedł. Najzwyczajniej poszedł.
- Czyli tak witacie nowych? – podejmuję drugą próbę.
Jednak to nic nie dało, chłopak pokazał pod nosem wymuszony uśmiech i zniknął za ścianą. Świetnie.
Świetny! Pisz dalej jak najszybciej, bo świetnie Ci to idzie. c:
OdpowiedzUsuńno no nie powiem :D świetny rozdział ;* pisz kolejny szybko <3
OdpowiedzUsuńCudo nie mogę doczekać się następnej części
OdpowiedzUsuńsuper ale się troszke cykam XD /Justyna
OdpowiedzUsuń