niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział II

Jest ciemno, aż za ciemno. Moje ręce są blade, aż za blade. Moje serce nie bije. Nie musi bić, nie potrzebuję tego, aby żyć. Mój wzrok pozwala zobaczyć mi koniec drogi, na której się znajduję. Mój słuch pozwala usłyszeć mi, rzeczy, których nigdy dotąd nie słyszałam. Dookoła mnie jest tylko powietrze, którym staram się oddychać, jednak czuję, że jest mi ono niepotrzebne. Nie muszę oddychać. Na przeciwko mnie jest las, coś ciągnie mnie w jego stronę, jednak rozsądek każe mi zostać. Dookoła mnie nie ma nikogo. Nie wiem jak się tu znalazłam, nie wiem czego tu szukam, nie wiem co tu robię, ale nie chcę iść. Czuję, że nic mi tu nie grozi.
Czy jest coś, czego się boję?
Nie.
Nie boję się niczego. Nawet teraz, gdy jestem sama w zupełnie obcym mi miejscu, wszystko wydaje się lepsze, życie wydaje się lepsze. Nie czuję się tu obco, jest tu coś co jednocześnie mnie odpycha i przyciąga, nie umiem tego wyjaśnić w racjonalny sposób.  Nie wiem co to jest.
Jest 3:00 rano, do końca nie wiem co się stało, ale najwyraźniej był to kolejny, dziwny sen. Nie wiem co się dzieje, chyba oglądam za dużo telewizji, zdecydowanie za dużo. Mimo wszystko postanawiam zapisać to w senniku, który założyłam wczoraj, gdy po raz pierwszy przyśnił mi się dziwny a za razem przerażający sen. Mam nadzieję, że to tylko zbieg okoliczności, że w tak krótkim czasie przyśniły mi się te sny.  Mam też nadzieję, że więcej nie będę musiała budzić się z przerażeniem. Po szczegółowym opisaniu koszmaru odkładam zeszyt z powrotem na stolik nocny. Zgasiłam lampkę nocną a moje oczy same się zamykają.  Resztę nocy przespałam spokojnie, bez żadnych koszmarów.
Mój budzik nastawiłam na 6:00, ponieważ o 7:30 wyjeżdżamy z domu. Jestem strasznie niewyspana i najchętniej z powrotem wtuliłabym się w cieplutką kołdrę, jednak rzeczywistość nakazuje mi wstać i zażyć porannej toalety. Powolnym krokiem ruszyłam do łazienki, biorąc po drodze sukienkę, którą sobie wczoraj przygotowałam. Nie chce mi się spędzić tyle czasu w samochodzie, ale niestety musze.  Podczas podróży nie najlepiej się czuję, mdli mnie, dlatego tak bardzo tego nie lubię. Idąc korytarzem zastukałam w drzwi od sypialni rodziców, aby ich obudzić.
Wchodząc do łazienki wydawało mi się, że wyglądam jak zawsze; roztrzepane włosy i śpiochy pod oczami, jednak nie tym razem. Przyglądając się w lustrze zauważyłam, że moje oczy są większe, podpuchnięte i czerwone.
Krew.
W moich oczach jest krew.
Co się ze mną dzieje? Co jest nie tak? Nigdy wcześniej nie byłam w takim strasznym stanie. Zaczynam się bać. Coś jest nie tak. Powinnam pójść z tym do lekarza, ale może tylko mi się wydaje, że coś się dzieje. Za bardzo przeżywam. Nie podoba mi się to. Postanowiłam zignorować moje dziwne oczy i zaczęłam się przygotowywać do wyjazdu. Ostatecznie w łazience siedziałam 30 minut. To chyba mój rekord. Pierwszy raz rano tak szybko doprowadziłam się do porządku, no może dla tego, że mama cały czas mnie poganiała, dodając: ‘Nie tylko ty chcesz się umyć, pośpiesz się Vicky!’
Nadal nie wierzę, że to już dzisiaj. To właśnie dzisiaj opuszczam swój dom. Będę musiała być bardziej rozważna, nie wiem czy sobie poradzę. Do odważnych świat należy, nie pracowała tyle lat, żeby teraz się poddać i zostać w domu. Nie mogę teraz tak po prostu się z tego wycofać, nie jestem tchórzem . Nie ja.
- Wychodzimy! – popędza mnie tata.
Chwyciłam swoje torby po czym jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju i wyszłam. Będę tęsknić.
W samochodzie panuje dosyć napięta atmosfera. Wszyscy jesteśmy zdenerwowani moim wyjazdem. Nawet tata jest poddenerwowany, co rzadko mu się zdarza, przeważnie jest wyluzowanym ojcem, za co jestem mu wdzięczna. Gdy coś przeskrobię nie muszę słuchać godzinnych wykładów na temat ‘Gdy ja byłem młody…’ lub ‘Za moich czasów…’
Musimy jeszcze podjechać po Caroline i ruszamy do college’u. Postanowiliśmy, że pojedziemy razem, ponieważ wyjdzie nam to wiele  taniej, niż osobna podróż. Gdy podjeżdżamy pod dom Państwa Simpson, Caroline siedzi już na ganku wyczekując na nas. Cała Carol, normalni ludzi czekaliby w ciepłym domu, ale nie ona.
- Dzień dobry! – krzyczy radośnie, pakując torby do bagażnika.
- Witaj Caroline! – odpowiada tata. Mama natomiast uśmiechnęła się do niej, jest to skromny, ale uroczy gest z jej strony.
Czekamy jeszcze chwilę, aż Caroline pożegna się z rodzicami. Gdy wyjeżdżamy na ulicę rodzice Carol machają nam na pożegnanie. Po ich twarzach widać, że są dumni ze swojej jedynej córki.
Droga przemija nam w milczeniu. Wszyscy rozglądają się dookoła podziwiając krajobrazy, jedynie tata skupiony jest na drodze, ale to chyba oczywiste, jest bardzo dobrym kierowcą. Mam nadzieję, że odziedziczyłam po nim zdolność do prowadzenia aut.
W końcu mama przerywa ciszę, odrywając mnie tym samym od moich rozmyślań.
- I jak dziewczynki, podekscytowane? – mówiąc to, spogląda na nas przez lusterko, które znajduję się na przedniej szybie samochodu.
- Tak mamo, bardzo się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo – przewracam oczami. Mama na szczęście zauważyła moją ironię, na co lekko się skrzywiła.
- Ja owszem, wracam tam po raz drugi i myślę, że ten rok będzie jeszcze lepszy – wtrąca z śmiechem Caroline. – A ty Victoria, dlaczego się nie cieszysz? – dodaje. Najwyraźniej ona też wyczuła ironię w moich słowach.
- Bo nie i tyle –wzruszam ramionami.
- Eee… będzie fajnie, zobaczysz – zapewnia mnie Caroline.
Tak, na pewno będzie fajnie. Całe dni spędzone przy książkach, coś pięknego.
- Zaraz będziemy na miejscu – informuje nas tata.
Nigdy nie sądziłam, że będę się cieszyć na wieść, że zaraz będziemy wakademiku. Już nie mogę usiedzieć w tym ciasnym samochodzie, na dodatek mama uparła się , że nie będzie żadnych przystanków, twierdzi, że dzięki temu szybciej będziemy na miejscu. Przez następne 20 minut próbowałam usiedzieć na swoim miejscu, co sprawia mi ogromne trudności.
- Jesteśmy! – radośnie oznajmiła Caroline, zadziwiając nas swoim głośnym krzykiem. Ona naprawdę musi się cieszyć, że tu wróciła.
Na szczęście nasz akademik znajduje się na poboczu miasta, dzięki czemu łatwo jest się tam dostać. Budynek jest duży, można powiedzieć, że jest wręcz ogromny. Cały pokryty jest starymi, klasycznymi, czerwonymi cegłami, co dodaje mu uroku. Dookoła budynku znajdują się równo przycięte drzewka. Trawa porastająca brzegi akademika również jest równo przycięta. Na pierwszy rzut oka, widać, że właściciel dba o swoją posiadłość. Gdy tata zatrzymał się na wolnym miejscu parkingowym, wszyscy radośnie opuszczamy samochód. Rodzice pomagają nam z walizkami, gdy wchodzimy do środka. Recepcja jest duża i bardzo ładnie udekorowana. Na podłodze znajdują się duże szare kafle, natomiast ściany pomalowane są na jasno-brązowy kolor. Całą recepcje zdobią liczne kolorowe kwiaty. W pomieszczeniu znajdują się również małe stoliki z kanapami. Przy okienku stoi wysoka, szczupła blondynka. Nazywa się Natlie, przynajmniej tak pisze na jej plakietce. Uśmiech Natalie jest pełen radości  ukazując przy tym jej idealne białe zęby.
- Witam państwa!
Wszyscy oprócz mnie odpowiadają ‘dzień dobry’.
- Jak się nazywacie dziewczynki? – pyta recepcjonistka.
- Victoria Evans i Caroline Simpson – odpowiedziała za mnie Caroline.
- Dobrze, zobaczę gdzie was przydzielono – po tych słowach zajrzała do swojego komputera.
Gdy dokładnie wyjaśniła nam gdzie mamy się udać, okazuję się, że mieszkamy w zupełnie innych skrzydłach kampusu. Nie ukrywam, trochę mnie to przygnębiło.
- Poradzicie sobie same? – pyta mama gdy odeszliśmy od okienka.
- Tak, możecie jechać – odpowiadam obojętnie.
Po 20-sto minutowym kazaniu mamy, wreszcie pojechali. Przez chwilę jeszcze rozmawialiśmy z  pracownicą akademika, tłumaczyła nam jak należy się tu zachować. Jednym słowem; nuda. Gdy wszystko było już jasne, przynajmniej tak mi się wydaje, wzięliśmy swoje klucze od pokoi.
- To co? Każdy idzie w swoją stronę – cichym głosem powiedziała Caroline.
- Najwyraźniej tak. Głupio, że mieszkamy tak daleko siebie.
Na odpowiedź Caroline pokiwała głową, dodają:
- Do zobaczenia na kolacji.
- Do zobaczenia – uśmiechnęłam się lekko w jej stronę.

Chwyciłam swoją torbę i weszłam do najbliższej widny, widziałam jeszcze tylko, że Caroline wybiera się schodami, zdecydowanie zły wybór. Wokół są chyba cztery windy, a ona wybiera schody, czasami jej nie rozumiem.
Mój pokój znajduje się na piątym piętrze, nie ukrywam , winda będzie się przydawać codziennie, jestem strasznym leniem. W windzie sprawdziłam jeszcze czy mam wszystkie swoje walizki, na szczęście wszystkie są. Chwyciłam pakunki w dłonie, aby sprawnie wyjść. Gdy wychodzę tłum nastolatków pcha się w stronę windy, nie dając mi szansy wyjść. Już w pierwszej godzinie pobytu w akademiku, jestem zdenerwowana. Świetny początek.
- Kurde! Czy możecie mi łaskawie pozwolić wyjść z tej cholernej widny?! – mierzę ich wściekłym wzrokiem.
Dwie dziewczyny dziwnie się na mnie patrzą, reszta ludzi natychmiast mnie przepuszcza, co mi się podoba. Niech wiedzą, że ze mną się nie zadziera.
Korytarz jest długi, wystarczająco długi, aby się zmęczyć szukając swojego pokoju.
Mój pokój ma numerek 14A, aktualnie znajduję się przy pokoju 3A, czyli mój znajduje się miej -więcej w połowie korytarza. Gdy byłam już  pod swoimi drzwiami z ulgą postawiłam torby na podłodze, szukając w torebce kluczy, które wcześniej tam wrzuciłam, nagle drzwi obok się poruszyły. Wyszedł z nich chłopak, niezwykły chłopak. Jego włosy były długie i lekko kręcone, usta różowe a jego oczy są…. czarne. Ma na sobie zwykły czarny podkoszulek, który odkrywa jego liczne tatuaże. Jego spodnie są dosyć obcisłe a na nogach ma glany. Już go lubię. Bez chwili wahania powiedziałam:
- Cześć – uśmiecham się do mojego nowego ‘sąsiada’
Chłopak zmierzył mnie groźnym wzrokiem po czym sobie poszedł. Najzwyczajniej poszedł.
- Czyli tak witacie nowych? – podejmuję drugą próbę.
Jednak to nic nie dało, chłopak pokazał pod nosem wymuszony uśmiech i zniknął za ścianą. Świetnie.

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział I

Kiedy to minęło? Co roku ostatniego dnia ‘wolości’ zadaje sobie to pytanie. To już dzisiaj, ostatni a za razem najgorszy dzień w roku; koniec wakacji. Za oknem z dnia na dzień robi się coraz ciemniej, liście zaczynają opadać z drzew, na dworze robi się coraz chłodniej. Nie mogę pogodzić się z myślą, że już jutro opuszczam swój rodzinny dom i wyjeżdżam do college’u. Wszystko dzieje się za szybko, dopiero co wyszłam z piaskownicy. Jako dziecko zawsze chciałam być dorosła, w wieku 5-ciu lat wszystko było niezwykłe, dorosłe życie było czymś niesamowity. Teraz, w wieku 20-stu lat oddałabym wszystko, aby cofnąć się do czasów dzieciństwa i cieszyć się wolnością, brakiem obowiązków. Teraz muszę być samodzielna. Niestety na studniach nie będzie mamy, która na wszystko ma radę, która zawsze pomoże. Co prawda zawsze mogę do niej zadzwonić, ale to nie to samo. Po prostu muszę się nauczyć samodzielności, co mi się w przyszłym życiu na pewno przyda, w końcu mamy nie żyją wiecznie. Taka jest kolej rzeczy i tak na każdego przyjdzie pora, mam tylko nadzieję, że na mnie nie tak szybko, fajnie byłoby pożyć chociaż do 80-siątki i mieć przy sobie gromadkę wnucząt. Cały czas mam wrażenie jakby minął dopiero tydzień wakacji, a to już dwa miesiące. Tegoroczne lato było bardzo słoneczne, co sprawiło, że mniej wychodziłam z domu, można powiedzieć, że wychodziłam tylko po zachodzie słońca. Mam bardzo dobry wzrok, więc nie było żadnych przeszkód w chodzeniu po lesie. Kocham przyrodę, coś ciągnie mnie w jej kierunku. Każdy las jest piękny i wyjątkowy. Mimo wszystko mogłabym znieść to słońce jeszcze przez miesiąc, gdyby tylko dalej było wolne. Do college’u nie jadę sama. Moja przyjaciółka Caroline będzie tam studiować drugi rok. Kiedyś jeszcze przed tym jak skończyła szkołę średnią zaproponowała mi, że poczeka na mnie i zaczniemy studiować razem. Nie zgodziłam się. Nie mogłabym jej tego zrobić. Caroline uczy się bardzo dobrze i wiem, że studia są dla niej ważne, dlatego postanowiłam, że zacznę sama. Ktoś powiedziałby, żebym poszła z inną koleżanką, niestety nie mam przyjaciół. Jedynym prawdziwym wsparciem, które mam jest Caroline. Gdybym musiała, oddałam bym za nią życie, jestem przekonana, że ona zrobiłaby to samo w stosunku do mnie. Boję się nowego miejsca, nowych ludzi. Co jeśli oni też mnie nie zaakceptują? Przeważnie ludzie mają mnie za odmieńca, ponieważ ubieram się na czarno i słucham rock’a , czasami nawet metalu, a nie popu, tak jak wszyscy nastolatkowie. Czasami zadaje sobie jedno pytanie: ‘Widzą we mnie odmieńca, bo ubieram się na czarno?’ Naprawdę jest mi przykro, gdy ludzie mnie unikają. Zdaje sobie sprawę z tego, że świat nie jest idealny, ale dlaczego akurat ja muszę się codziennie o tym przekonywać? To jest nie fair. To, jak wyglądam nie świadczy o moim charakterze czy zachowaniu. Myślę, że to właśnie ci ludzie, którzy mają mnie za odmieńca są inni. Ale kogo obchodzą moje uczucia? To zawsze ja będę tą ‘różniącą się od innych’ Nie chcę być całe życie wytykana palcami przez ludzi, ale z drugiej strony nie zamierzam się zmieniać. Przynajmniej nie teraz, gdybym to zrobiła nie byłabym sobą. W życiu chodzi o to, aby być szczęśliwym a nie o to, by podporządkowywać się innym. Jestem dumna z tego, że jestem po prostu sobą. Nie chcę się zmieniać. Mam nadzieję, że nikt nigdy nie będzie miał wpływu na to, jak będę się ubierać, czy zachowywać. Jestem pewna, że każdego wyboru, jakiego dokonam w przyszłości podejmę świadomie. ‘Nie oceniaj książki po okładce’ Często pakuje się w tarapaty, ale przynajmniej dobrze się uczę, pod tym względem jestem z siebie zadowolona. Jeżeli chodzi o kwestię mojej nauki, również znajdą się przykre komentarze od moich rówieśników. Czuję się naprawdę głupio, gdy idę korytarzem a za moimi plecami słyszę słowa typu: ‘To jest ten kujon, co słucha rocka!’ albo ‘Ej, to jest to dziwadło, co dobrze się uczy, chyba tylko to potrafi!’ Właśnie dlatego często mam kłopoty, nie panuję nad sobą, gdy słyszę co inni uczniowie o mnie mówią. Kto normalny przeszedłby obojętnie? Ja po prostu czuję się lepiej, gdy zwrócę uwagę osobie, która mnie obgaduje. Nieraz dochodzi do rękoczynów. Nauczyciele i rodzice nigdy tego nie zrozumieją. Oni byli traktowani jak ludzie a nie jak śmieci. Musieliby się przekonać tego na własnej skórze, wtedy by zrozumieli. Oczywiście nie życzę tego moim rodzicom, ale niektórym nauczycielom by to nie zaszkodziło. Wreszcie zrozumieliby, że dostaję uwagi i minusowe punkty za bronienie się przed rówieśnikami. Uważam, że jestem dzielna, mimo trudnego życia nie należę do nastolatków, którzy tną się za każdą obelgę, to nie dla mnie. Nie chciałbym umrzeć w tak młodym wieku, potrafię czerpać radość z życia, chociaż nieraz przychodzi mi to z trudnością. -Victoria! – z zamyślenia wyrywa mnie piskliwy głos mamy – przyszła Caroline . Caroline? Co ona o tej porze robi u mnie w domu? Jest już po ósmej wieczorem, jutro wyjeżdżamy do college’u, powinna teraz kończyć pakowanie swoich walizek. Carol nie robi nigdy nic na ostatnią minutę, wszystko musi mieć zaplanowane, poukładane, taka już po prostu jest. To dziwne, ale niektórzy tacy po prostu już są – strasznie poukładani. Po chwili zorientowałam się, że mama wraz z Caroline czekają na moją reakcję. - Wejdź!- krzyknęłam. Kilka sekund później usłyszałam zbliżające się drobne kroki w stronę mojego pokoju. W drewnianych drzwiach stanęła ładna, szczupła blondynka. Jej włosy zawsze są upięte w duży kok. Ubranie zawsze stosowne i wyprasowane. Przeważnie ubiera jasne, długie aż za kolana sukienki; zupełnie przeciwieństwo mnie. Ja wolę czarne sukienki z nadrukami moich ulubionych zespołów metalowych/rockowych. Zawsze uważałam, że Caroline jest o niebo ładniejsza ode mnie. Jest sympatyczną osobą, zawsze znajdzie czas na pomoc, jeżeli jest taka potrzeba, zrobi niemal że wszystko aby rozwiązać daną sprawę. - Hej – powiedziała niepewnie Caroline. - Cześć… - odpowiadam obojętnie, jak to u mnie bywa… Przez chwilę oboje rozglądamy się po skromnym pomieszczeniu. Mój pokój nie jest kolorowy jak u każdej nastolatki, u mnie dominują ciemne barwy. Na ścianie wiszą plakaty i zdjęcia moich rockowych idoli. Wszystko znajdujące się w pokoju jest ciemne, nawet firanki są czarne. Nic na to nie poradzę. Uwielbiam ciemne kolory. Taka już jestem. Zdaję sobie sprawę z tego, że rodzice woleliby abym była taka jak Caroline, ale taka nie jestem i nigdy nie będę. Bardzo ją lubię, ale zanudziłabym się jej sposobem życia, tym planowaniem wszystkiego, uczenie się na każdy test, wychodzenie tylko w weekendy, nie potrafiłabym trzymać się tych wszystkich zasad. Mój wzrok dokładnie przygląda się każdej napotkanej rzeczy w pomieszczeniu. Zdecydowanie przydałoby się tu porządne sprzątanie. W końcu ukradkiem oka spoglądam na stojącą w przejściu Caroline. Dopiero teraz dostrzegłam jej nową sukienkę, chyba nową… Tak mi się przynajmniej wydaje. Kreacja jest ciemno-różowa z ozdobnymi koronkami na rękawkach. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie rażący w oczy róż. Carol najwyraźniej zauważyła, że jej się przyglądam, więc szybko zareagowała: - I jak podoba ci się moja nowa sukienka? – Odruchowo poprawiła palcami cienki materiał. - Jest… ładna. Wiesz, że nie lubię różowego – oznajmiam. - Tak wiem, ale mi się bardzo podoba! – mówiąc to zaklaskałam w dłonie z zachwytu. – Spakowana na jutro? –dodaje. Przecież doskonale widzi, że nie jestem gotowa. Moje ubrania są porozrzucane po całym pokoju, tak samo jak kosmetyki oraz inne ‘przydatne’ rzeczy. ‘Bardziej bezsensowego pytania nie miałaś?’ - Jak widzisz jeszcze nie, jakoś mi się nie śpieszy – odpowiadam z irytacją w głosie. Czasem jestem wredna, nic na to nie poradzę. - ja jestem już od tygodnia spakowana! Mam tylko nadzieję, że o niczym nie zapomniałam – odpowiada z dumą. OD TYGODNIA?! To jest chore… rozumiem, że Caroline jest zawsze przygotowana, punktualna, ale nie przesadzajmy. Nie potrafię sobie wyobrazić mojej walizki gotowej od tygodnia i to jeszcze na wyjazd do szkoły. Z drugiej strony to jej życie, nie moje. Nie mam co przeżywać. Mimo wszystko ja bym tak nigdy nie zrobiła, tym bardziej, że nie spieszy mi się do college’u. Tak jak już mówiłam, uczę się dobrze, ale nie lubię szkoły. Nienawidzę wstawać o 6:30 żeby tylko zdążyć na pierwszą lekcję. Dlatego też mam nieco słabsze oceny z lekcji, które są pierwsze… z resztą, tak jak połowa uczniów z mojej szkoły. - Dobra, muszę iść. Wpadałam tylko na 5 minut, dowiedzieć się jak ci idzie pakowanie. Moi rodzice są w sklepie spożywczym dwie ulice dalej, musimy kupić jeszcze kilka rzeczy do wyjazdu. Cześć! Zanim zdążyłam się obrócić Caroline już nie było. - Cześć! – krzyknęłam w nadziei, że mnie usłyszy, jednak z dołu usłyszałam tylko słowa pożegnalne skierowane do moich rodziców. Muszę się spakować i posprzątać, to będzie trudne, biorąc pod uwagę bałagan jaki zdążyłam tu dzisiaj zrobić. Zaczęłam od pakowania moich najlepszych ciuchów, następnie wzięłam kilka krótszych sukienek, jedną zostawię na jutro, trzeba się jakoś pokazać w nowym miejscu. Przydałby się też jakieś trampki oraz kilka wyjściowy butów, sięgnęłam do szafy i wygrzebałam kilka par czarnych butów, wszystkie moje buty są jednakowego koloru, nie mam innych odcieniów oprócz czerni. Teraz musze spakować kilka książek, bo pewnie zanudzę się tam na śmierć. Imprezy będą tam tylko dla nastolatków, którzy słuchają hip-hopu, czyli nie dla mnie. Nic dziwnego. Gdy mniej-więcej wszystko było już spakowane, zabrałam się za sprzątanie mojego biurka, nie chce, aby zrobiła to moja mama pod moją nieobecność. Podczas ścierania kurzu z biurka, zastanawiam się z kim wyląduje w pokoju, może będzie to kujon, albo jakiś narkoman, szczerze mówiąc druga opcja bardziej mi się podoba. Mam nadzieję, że moja współlokatorka będzie fajna. Błagam, żeby tylko była normalna! Nie chcę spędzić roku z jakąś wariatką! Caroline jest ode mnie o rok starsza, więc nie ma opcji abym była z nią w jednym pokoju, możliwe jest tylko to, że będziemy w jednym skrzydle akademika. Odrywając się od myśli, poukładałam staranie wszystkie przedmioty z powrotem na biurko. Gdy stwierdziłam, że jest już czysto, nawet za bardzo jak na mnie, otworzyłam drzwi na niewielki pokryty jasnymi kafelkami balkon. Na dworze jest już ciemno, ale postanowiłam usiąść na mało wygodnym hamaku, po prostu chcę sobie tu posiedzieć ‘ten ostatni dzień’. Kocham ciemność. Mogłabym tu siedzieć całą noc. Patrzeć na gwiazdy. Wszystko wydaje się piękniejsze. Na chwilę zamykam oczy i wsłuchuję się otaczającą mnie przestrzeń. Wiatr lekko łuskał moje włosy. W zaledwie kilka sekund zrobiłam się śpiąca. Ciemność. Strach. Pragnienie. Moje serce bije dwa razy szybciej. Coś jest nie tak. Czuję to. Całe moje ciało ogarnął strach. Nic nie widzę. Tak bardzo się boję… - Victoria! Co się dzieję? Ktoś tu jest! Nie mogę nic zrobić, nie mogę się ruszyć. Staram się opanować, jednak poczułam coś co doprowadza mnie do szaleństwa. Krew. Nic już nie jest straszne, czuję siłę, jakiej nigdy wcześniej nie miałam. - Victoria! Głos wydaje się już wyraźniejszy. Chwilę później usłyszałam skrzypienie. Hałas jaki usłyszałam, przywrócił mi świadomość. Na drugim końcu balkonu ujrzałam czarną postać. - Mama? – mój głos był pełen strachu, oddech zaś nierówny. - Co ty tu robisz? Przecież mówiłam ci, że nie masz tu siedzieć tak późno! Tak, to ona, łatwo rozszyfrować jej szorstki a za razem piskliwy głos. - Ja tylko… tylko, chciałam tu chwilkę pobyć. – powiedziałam nieco zgaszonym głosem. Cały czas nie wiem co się stało kilka sekund temu, wszystko było straszne dziwne. - Ochh… wejdź już do środka i zejdź na kolację. Natychmiast wstałam i weszłam do środka. Nie chciałam zostać tam sama. Dopiero teraz dodarło do mnie, że to tyko zły sen. Jednak to nie zmienia faktu, że jestem przerażona. Co to miało znaczyć? Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie śniło. Gdy wszystko ułożyło mi się w całość i odzyskałam pełną świadomość, spojrzałam na szafkę i ujrzałam zeszyt, podobny do pamiętnika, co prawda mam go już dosyć długo, ale nigdy nie miałam okazji go zapełnić. Postanowiłam, że zapiszę ten koszmar. Po napisaniu postanowiłam zejść na kolację. Jest już dosyć późno, ale burczy mi w brzuchu. Powinnam coś zjeść. Jak to u nas bywa codziennie równo o 19.00 jest kolacja, jedyny posiłek w dniu który spożywamy razem. Dzisiaj wszystko się przedłużyło, ponieważ wszyscy mieliśmy ciężki dzień. Schodząc po schodach myślałam, że będzie to zwykły, codzienny posiłek , ale nie tym razem… Wchodząc do kuchni zobaczyłam na stole piękne czerwone róże. Chyba tego nie mówiłam, ale mam słabość do czerwonych kwiatów, a szczególnie róż! Zdawałam sobie sprawę, że nie są dla mnie, przecież to oczywiste, bo kto by mi przysłał wiaty. Bez chwili zastanowienia powiedziałam: - Tato, kupiłeś mamie kwiaty, jakie to romantyczne! - na twarzy pojawił mi się mały uśmiech. Może trochę tego nie przemyślałam. Mama spojrzała na mnie ze złością a za razem z rozczarowaniem, nie do końca wiem co to oznacza. - Są dla ciebie – po chwili oznajmił tata, który lekko się zaczerwienił. - Dla mnie?! Jeszcze raz spojrzałam na kwiaty, piękne kwiaty. Jak one mogą być dla mnie? Kto by akurat mi przysyłał kwiaty? To musi być jakiś żart! Podeszłam do stołu ignorując wzrok mamy i wzięłam kwiaty, zauważyłam małą jasno-czerwoną karteczkę przyczepioną do listka kwiatu. Kartka przyciągnęła moją uwagę, dlatego od razu zajrzałam do środka, pisze tam tylko: ‘’Do zobaczenia w akademiku” Co to ma znaczyć? Od kogo to jest? To musi być żart, MUSI! Szybkim wzrokiem spojrzałam na rodziców, którzy przyglądali mi się ze zdziwieniem. -Od kogo to? – pyta tata. - Od akademika… – powiedziałam niepewnie. – Tak, od akademika. – poprawiłam się, aby nie podpadło, że jestem zdziwiona i roztrzęsiona. - Zobacz Ellen, teraz przysyłają dzieciom kwiaty, aby lepiej czuły się w akademikach! – powiedział tata, myśląc, że wybrnie z tej nieprzyjemniej sytuacji. Jednak nie to najbardziej mnie zaciekawiło… jak wiadomo już prawie wrzesień, to oznacza, że wieczorami robi się już chłodniej i ciemniej. Zauważyłam coś co mnie zaniepokoiło, naprzeciwko mnie, za oknem na naszym drzewie było coś dziwnego… Podeszłam do okna, aby sprawdzić co to jest, z nadzieją, że to tylko moja wyobraźnia, okazała się, że to…. Kruk. Bardzo mnie to zdziwiło, ponieważ nigdy wcześniej nie widziałam w naszym mieście kruków. Ptak był cały czarny, ale też niepokojący. Stworzenie wtapiałoby się w ciemność gdyby nie głębokie zielone oczy, które patrzyły prosto na mnie.


***
Witam Was po po pierwszym rozdziale. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Liczę na komentarze ze szczerą opinią. Można też komentować z 'anonima', czyli nie musisz posiadać konta google, aby dodać komentarz. ;) Następny rozdział pojawi się niebawem. :)