piątek, 25 września 2015

Rozdział IV

Wczorajszy dzień był dziwny. Nic nie rozumiem, czy ze mną jest coś nie tak? Dlaczego akurat ja? Dlaczego ja muszę być tą ‘inną’? A może to wszystko się mi wydawało? Może to tylko głupi sen, który się zaraz skończy? Zrobiłabym wszystko, aby tak się stało.
Muszę przestać o tym myśleć, zapomnieć.
Tak bardzo chciałabym zapomnieć.
Tylko, że to jest niemożliwe….
PO PROSTU ZAPOMNIJ.
***
Następnego dnia obudziłam się dosyć wcześnie. Jest dopiero ósma rano, a ja już jestem na nogach. Ze wspomnieniami z poprzedniego dnia.  Czyli nie mam mocy zapominania? Czy ja w ogóle mam jakąś nadludzką moc? Przecież to niemalże nie możliwe! Takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach dla dzieci. Strasznie chciałabym komuś opowiedzieć co się ze mną dzieję, ale co mu powiem? ‘Hej. Muszę ci coś powiedzieć;  mam dziwne sny o nadludzkich mocach, wczoraj moje oczy były zakrwawione, zahipnotyzowałam moją współlokatorkę i wiem jak wygląda kolega mojego sąsiada z akademika, chociaż nigdy go nie widziałam’ Jeżeli powiedziałabym to Caroline natychmiast zaprowadziłaby mnie do psychiatry. Gdybym mogła komukolwiek powiedzieć o swoich wydarzeniach z ostatniego czasu poczułabym się znacznie lepiej. Właśnie w takich chwilach żałuję, że nie mam wymyślonego przyjaciela.
 Dzisiaj postanowiłam zwiedzić okolice kampusu. Przez moje okno widzę lekkie zachmurzenie, jednak słońce próbuje przebić się przez ponure chmury. Powiewa też lekki wiaterek. Na zewnątrz musi być bardzo przyjemnie, uwielbiam taka pogodę! Jak dla mnie cały czas mógłby padać deszcz! Kocham deszcz, a szczególnie zapach po deszczu, coś niesamowitego. Nie rozumiem dlaczego ludzie nie lubią ponurej pogody, ja osobiście natomiast  nienawidzę słońca.
Zażyłam porannej toalety oraz ubrałam się w to co zwykle; jeansową kamizelkę oraz zwykłą ciemną koszulkę i czarne spodnie, jeszcze tylko założę buty i mogę iść.
Na korytarzu jest jak wczoraj; cicho. Najwyraźniej studenci jeszcze nie dotarli na kampus, ale co w tym dziwnego, komu się spieszy na studia?
Sklepy zazwyczaj są otwierane po dziewiątej rano, co oznacza, że mam jeszcze jakieś pół godziny, postanowiłam więc zejść schodami, aby zajęło mi to więcej czasu niż zjechanie windą. Postanowiłam również, że moje klucze oddam recepcjonistce, na wypadek gdybym miała je zgubić, bezpieczniej będzie gdy dam je na przechowanie. Jestem już na dole, jednak schodzenie schodami jest bardziej męczące niż myślałam. Idąc w kierunku recepcji usłyszałam znany mi głos, który z kroku na krok staje się bardziej wyraźniejszy.
O nie.
To on, to znowu ten chłopak.
Tylko, że tym razem nie sam… Oprócz niego było czterech innych chłopaków, z czego jeden to chyba jego kolega. Głos Harry’ego momentalnie ucichł, jakby wiedziała, że ktoś oprócz nich znajduje się w holu. Chyba mówił im jakąś tajemnicę. Każdy z nich miał inną urodę, ale jednocześnie byli do siebie podobni. Czy to możliwe? Wszyscy wyglądali tajemniczo, powiedziałabym, że wyglądali groźnie. Zauważyłam, że jeden z nich a konkretnie blondyn intensywnie się mi przygląda, jednak chłód na jego twarzy dał mi do zrozumienia, że nie jest on przyjazny. Przecież to oczywiste. Jak ktoś, kto ma pełno tatuaży może być przyjazny? Zaraz… on różni się od pozostałych, on nie mam tatuaży ani kolczyków w różnych częściach ciała.. Czy on w ogóle należy do ich ‘paczki’?
Czas znowu stanął w miejscu.  Muszę koło nich przejść, przecież nic mi nie zrobią. Mam przynajmniej taką nadzieję. W najgorszym wypadku co mogą mi zrobić, pobić w akademiku? Nic nie mogą mi zrobić.
Raz… Dwa… Trzy… Idę!
Idąc próbowałam na nich nie patrzeć, jednak czułam ich spojrzenia. Czułam, że wszyscy obserwują każdy mój ruch, jakbym była jakimś obiektem, który w każdej chwili może wybuchnąć. To zaczęło robić się nie zręczne, a korytarz robi się coraz dłuższy, przynajmniej tak mi się wydaje. Na szczęście doszłam do recepcji bez żadnych ‘przeszkód’ oraz nieprzyjemności. To było dziwne. Nigdy nie przejmuję się tym, czy ktoś mnie obserwuje. Nigdy nikogo się nie boję, ale ci ludzie mają w sobie coś, co ma jednocześnie wywoływać dreszcze, ale przyciągać do siebie ich wyglądem czy nawet zapachem…

Tak jak myślałam, na dworze jest naprawdę przyjemnie, chłodny wiatr lekko rozwiewa kosmyki moich włosów. Słońce cały czas próbuje przebić się przez chmury.  Teraz muszę wydostać się z terenu kampusu i poszukać jakiś sklepów. Mam nadzieję, że  się nigdzie nie zgubię. Mam bardzo słabą orientację w terenie, ale nie może być chyba aż tak źle…
Idąc przed siebie niecałe dziesięć minut dostałam się na jakąś główną drogę. Od razu poczułam, że jestem w Londynie. Klimat jest tu zupełnie inny , niż w moim małym miasteczku położonym 200 kilometrów dalej. Dużo osób powiedziało by, że wcale nie jest tak daleko, ale mimo wszystko jestem tu pierwszy raz. Już teraz będąc na przypadkowej ulicy, która na pewno prowadzi do centrum miasta mogę wywnioskować, że jest to cudownie.
***
- Mogę w czymś pomóc?  - pyta miła, szczupła blondynka, widząc, że błądzę po marketowych półkach.
- Nie dziękuję – próbuję się uśmiechnąć. Jak zwykle słabo mi to wychodzi, więc dziewczyna szybko odchodzi.
Londyn wydaje mi się jeszcze piękniejszy niż pół godziny temu. Nikogo tu nie obchodzi jak wyglądam. Nikt nie zawraca uwagi na moje ubrania, tak jakbym nie różniła się niczym od pozostałych. Bardzo cieszy mnie to, że nie muszę ignorować czyiś spojrzeń, ponieważ nikt się na mnie nie gapi. Coś czuję, że to miasto będzie moim ulubionym. Po krótkich rozmyślaniach zorientowałam się, że stoję w bezruchu od jakiś pięciu minut. W tym markecie nie ma nic, co jest mi potrzebne. Musze poszukać lepszego sklepu. Wychodząc przy kasie zauważam paczkę moich ulubionych miętowych gum do żucia, no może coś tu mają. Głupio jest wyjść ze spożywczego z pustymi rękoma, więc postanawiam kupić jedną paczkę gum.
Idąc Londyńską ulicą, staram się dosyć dokładnie rozglądać, aby znaleźć jakiś ciekawy sklep – niekoniecznie spożywczy, muszę wejść też do muzycznego, chciałabym sobie kupić nową płytę. Kiedyś, gdy oglądałam wiadomości mówili, że jest tu przeludnienie, nie za bardzo w to wierzyłam, jednak teraz uważam, że to prawda, obserwując otoczenie zauważyłam, że ludzie ledwo mieszczą się na chodnikach, a końca korku samochodowego nie widać. Chociaż nie jest to centrum miasta, jest tu za duży tłok. Przeludnienie – jedyny minus Londynu.
Moja paczka nowych gum ląduje na chodniku a oczy robią się większe o conajmniej dwa centymetry. Nie wierzę. To znowu on. Gdziekolwiek się pojawię on tam jest. Wraz z Harry’m jest jego kolega z pokoju. Widzę jak się żegnają, chwilę potem widzę jak Harry wchodzi do księgarni. Muszę tam pójść. W zasadzie nie wiem po co, ale muszę. Wiem, że powinnam się trzymać z daleka od niego, bo jest ‘inny’ ale nie mogę. Muszę być w pobliżu. Kiedy mój wzrok ląduje na chodniku, aby podnieść nieotwartą paczkę moich… nie ma jej. Niech to szlag! Szybko odwracam się z nadzieją, że zdołam jeszcze znaleźć złodzieja i  sprawić mu porządny łomot, no może tylko go okrzyczeć. Wszystkie moje  zamiary uciekają z głowy, gdy widzę małego chłopca ubranego w podarte brudne spodnie i za małą również brudną i podartą koszulkę. Nie ma na sobie butów. Zrobiło mi się go szkoda, więc postanawiam, że zostawię go w spokoju. Chłopiec nie wiedząc, że go obserwuję otwiera paczkę i wsypuję prawie całą jej zawartość do buzi. Musi być bardzo głodny. Ale to już nie mój problem. Obracam się na pięcie i z prędkością świata idę do księgarni. W sumie, ja też lubię czytać, więc może znajdę jakąś ciekawą książkę dla siebie.
Budynek zbudowany jest z czerwonej cegły. Na pierwszy rzut oka wywnioskować mogę, że księgarnia jest już dosyć stara. Dookoła budynku znajduję się na pół sucha, niedbale przycięta trawa. Natomiast okna mają dodatkową siatkę ochronną na wszelkie robactwo. Całość wygląda dosyć brzydko. Stare szklane drzwi są dla mnie wyzwaniem – są bardzo ciężkie, przez co z trudnością dostaję się do środka.
Wnętrze budynku wydaje się nieco bardziej zadbane. Książki są dokładnie poukładane na jasno-brązowych, wysokich półkach. Jasne, kwadratowe kafelki na podłodze wydają się nawet trochę błyszczeć. Nie tracą czasu próbuję odnaleźć chłopaka, przez którego się tutaj znalazłam.  Nie zajmuje mi to dużo czasu. Widzę jak pod koniec alejki, w której się aktualnie znajduję szuka jakiejś książki. Wielki napis nad jego głową mówi mi, że szuka historycznej książki.
Czyli interesuje go historia… hmm… ciekawe…
W sumie nic w tym ciekawego,  czy nawet fascynującego, ale zawsze wiem o nim coś więcej. Może to nie zbyt pocieszające, no ale dla mnie to zawsze coś. Muszę się dowiedzieć co jest z nim nie tak, inaczej nie da mi to spokoju. Ten chłopaka po prostu jest inny. W takich sytuacjach wysuwa się jedno zasadnicze pytanie; dlaczego?  Muszę się tego dowiedzieć.
Do odważnych świat należy. Przejdę koło niego, udając, że go nie widzę. To zawsze działa… przynajmniej w filmach. Po minucie zastanawiania się wreszcie wchodzę w alejkę, w której się znajduje i powolnym krokiem idę w jego kierunku. Staram się zwrócić uwagę na każdy najmniejszy szczegół, jego wyglądu, ubrania. Zauważam tylko ciemną pokrywającą jego ciało czerń. Nic szczególnego, czy dziwnego. Nawet nie zauważyłam kiedy upadam na ziemię u jego stóp. Jego zimna dłoń pomaga mi wstać. Co się stało?  Zdezorientowana całą tą sytuacją spoglądam mu w oczy. Jego ciemne, straszne oczy.  Jego dłonie są naprawdę zimne i blade. Harry zauważył, że patrzymy sobie w oczy, więc szybko odwraca wzrok.  Mrok w jego oczach powraca z podwójną siłą. Gdy już bezpiecznie stoję na kafelkach, zauważam jego torbę na środku alejki. To przez nią musiałam się wywrócić.
- Wszystko w porządku? – pyta spokojnym głosem.
Szczerze mówiąc jestem zdziwiona, że w ogóle się do mnie odezwał.
- Chyba tak.. – odpowiadam niepewnie.
- Chyba? Poprzedniego razu też nie było z tobą najlepiej – w mgnieniu jednej sekundy jego głos robi się szorstki.
- Ja… sama nie wiem. – nastaje chwila ciszy. Mam niepowtarzalną okazję, aby wyciągnąć z niego jakiekolwiek informacje. Staram się kontynuować – więc…interesujesz się historią? – teraz jestem bardziej pewna siebie.

- Nie twój interes. Powinnaś się trzymać ode mnie z daleka.