Wczorajszy dzień był dziwny. Nic nie rozumiem, czy ze mną
jest coś nie tak? Dlaczego akurat ja? Dlaczego ja muszę być tą ‘inną’? A może
to wszystko się mi wydawało? Może to tylko głupi sen, który się zaraz skończy?
Zrobiłabym wszystko, aby tak się stało.
Muszę przestać o tym myśleć, zapomnieć.
Tak bardzo chciałabym zapomnieć.
Tylko, że to jest niemożliwe….
PO PROSTU ZAPOMNIJ.
***
Następnego dnia obudziłam się dosyć wcześnie. Jest dopiero
ósma rano, a ja już jestem na nogach. Ze wspomnieniami z poprzedniego
dnia. Czyli nie mam mocy zapominania?
Czy ja w ogóle mam jakąś nadludzką moc? Przecież to niemalże nie możliwe! Takie
rzeczy dzieją się tylko w bajkach dla dzieci. Strasznie chciałabym komuś
opowiedzieć co się ze mną dzieję, ale co mu powiem? ‘Hej. Muszę ci coś
powiedzieć; mam dziwne sny o nadludzkich
mocach, wczoraj moje oczy były zakrwawione, zahipnotyzowałam moją
współlokatorkę i wiem jak wygląda kolega mojego sąsiada z akademika, chociaż
nigdy go nie widziałam’ Jeżeli powiedziałabym to Caroline natychmiast
zaprowadziłaby mnie do psychiatry. Gdybym mogła komukolwiek powiedzieć o swoich
wydarzeniach z ostatniego czasu poczułabym się znacznie lepiej. Właśnie w
takich chwilach żałuję, że nie mam wymyślonego przyjaciela.
Dzisiaj postanowiłam
zwiedzić okolice kampusu. Przez moje okno widzę lekkie zachmurzenie, jednak
słońce próbuje przebić się przez ponure chmury. Powiewa też lekki wiaterek. Na
zewnątrz musi być bardzo przyjemnie, uwielbiam taka pogodę! Jak dla mnie cały
czas mógłby padać deszcz! Kocham deszcz, a szczególnie zapach po deszczu, coś niesamowitego.
Nie rozumiem dlaczego ludzie nie lubią ponurej pogody, ja osobiście natomiast nienawidzę słońca.
Zażyłam porannej toalety oraz ubrałam się w to co zwykle;
jeansową kamizelkę oraz zwykłą ciemną koszulkę i czarne spodnie, jeszcze tylko
założę buty i mogę iść.
Na korytarzu jest jak wczoraj; cicho. Najwyraźniej studenci
jeszcze nie dotarli na kampus, ale co w tym dziwnego, komu się spieszy na
studia?
Sklepy zazwyczaj są otwierane po dziewiątej rano, co
oznacza, że mam jeszcze jakieś pół godziny, postanowiłam więc zejść schodami,
aby zajęło mi to więcej czasu niż zjechanie windą. Postanowiłam również, że
moje klucze oddam recepcjonistce, na wypadek gdybym miała je zgubić,
bezpieczniej będzie gdy dam je na przechowanie. Jestem już na dole, jednak
schodzenie schodami jest bardziej męczące niż myślałam. Idąc w kierunku
recepcji usłyszałam znany mi głos, który z kroku na krok staje się bardziej wyraźniejszy.
O nie.
To on, to znowu ten chłopak.
Tylko, że tym razem nie sam… Oprócz niego było czterech
innych chłopaków, z czego jeden to chyba jego kolega. Głos Harry’ego
momentalnie ucichł, jakby wiedziała, że ktoś oprócz nich znajduje się w holu.
Chyba mówił im jakąś tajemnicę. Każdy z nich miał inną urodę, ale jednocześnie
byli do siebie podobni. Czy to możliwe? Wszyscy wyglądali tajemniczo,
powiedziałabym, że wyglądali groźnie. Zauważyłam, że jeden z nich a konkretnie
blondyn intensywnie się mi przygląda, jednak chłód na jego twarzy dał mi do
zrozumienia, że nie jest on przyjazny. Przecież to oczywiste. Jak ktoś, kto ma
pełno tatuaży może być przyjazny? Zaraz… on różni się od pozostałych, on nie
mam tatuaży ani kolczyków w różnych częściach ciała.. Czy on w ogóle należy do
ich ‘paczki’?
Czas znowu stanął w miejscu.
Muszę koło nich przejść, przecież nic mi nie zrobią. Mam przynajmniej
taką nadzieję. W najgorszym wypadku co mogą mi zrobić, pobić w akademiku? Nic
nie mogą mi zrobić.
Raz… Dwa… Trzy… Idę!
Idąc próbowałam na nich nie patrzeć, jednak czułam ich
spojrzenia. Czułam, że wszyscy obserwują każdy mój ruch, jakbym była jakimś
obiektem, który w każdej chwili może wybuchnąć. To zaczęło robić się nie
zręczne, a korytarz robi się coraz dłuższy, przynajmniej tak mi się wydaje. Na
szczęście doszłam do recepcji bez żadnych ‘przeszkód’ oraz nieprzyjemności. To
było dziwne. Nigdy nie przejmuję się tym, czy ktoś mnie obserwuje. Nigdy nikogo
się nie boję, ale ci ludzie mają w sobie coś, co ma jednocześnie wywoływać
dreszcze, ale przyciągać do siebie ich wyglądem czy nawet zapachem…
Tak jak myślałam, na dworze jest naprawdę przyjemnie,
chłodny wiatr lekko rozwiewa kosmyki moich włosów. Słońce cały czas próbuje
przebić się przez chmury. Teraz muszę
wydostać się z terenu kampusu i poszukać jakiś sklepów. Mam nadzieję, że się nigdzie nie zgubię. Mam bardzo słabą
orientację w terenie, ale nie może być chyba aż tak źle…
Idąc przed siebie niecałe dziesięć minut dostałam się na
jakąś główną drogę. Od razu poczułam, że jestem w Londynie. Klimat jest tu
zupełnie inny , niż w moim małym miasteczku położonym 200 kilometrów dalej.
Dużo osób powiedziało by, że wcale nie jest tak daleko, ale mimo wszystko
jestem tu pierwszy raz. Już teraz będąc na przypadkowej ulicy, która na pewno
prowadzi do centrum miasta mogę wywnioskować, że jest to cudownie.
***
- Mogę w czymś pomóc?
- pyta miła, szczupła blondynka, widząc, że błądzę po marketowych
półkach.
- Nie dziękuję – próbuję się uśmiechnąć. Jak zwykle słabo mi
to wychodzi, więc dziewczyna szybko odchodzi.
Londyn wydaje mi się jeszcze piękniejszy niż pół godziny
temu. Nikogo tu nie obchodzi jak wyglądam. Nikt nie zawraca uwagi na moje
ubrania, tak jakbym nie różniła się niczym od pozostałych. Bardzo cieszy mnie
to, że nie muszę ignorować czyiś spojrzeń, ponieważ nikt się na mnie nie gapi.
Coś czuję, że to miasto będzie moim ulubionym. Po krótkich rozmyślaniach
zorientowałam się, że stoję w bezruchu od jakiś pięciu minut. W tym markecie
nie ma nic, co jest mi potrzebne. Musze poszukać lepszego sklepu. Wychodząc
przy kasie zauważam paczkę moich ulubionych miętowych gum do żucia, no może coś
tu mają. Głupio jest wyjść ze spożywczego z pustymi rękoma, więc postanawiam
kupić jedną paczkę gum.
Idąc Londyńską ulicą, staram się dosyć dokładnie rozglądać,
aby znaleźć jakiś ciekawy sklep – niekoniecznie spożywczy, muszę wejść też do
muzycznego, chciałabym sobie kupić nową płytę. Kiedyś, gdy oglądałam wiadomości
mówili, że jest tu przeludnienie, nie za bardzo w to wierzyłam, jednak teraz
uważam, że to prawda, obserwując otoczenie zauważyłam, że ludzie ledwo mieszczą
się na chodnikach, a końca korku samochodowego nie widać. Chociaż nie jest to
centrum miasta, jest tu za duży tłok. Przeludnienie – jedyny minus Londynu.
Moja paczka nowych gum ląduje na chodniku a oczy robią się
większe o conajmniej dwa centymetry. Nie wierzę. To znowu on. Gdziekolwiek się
pojawię on tam jest. Wraz z Harry’m jest jego kolega z pokoju. Widzę jak się
żegnają, chwilę potem widzę jak Harry wchodzi do księgarni. Muszę tam pójść. W
zasadzie nie wiem po co, ale muszę. Wiem, że powinnam się trzymać z daleka od
niego, bo jest ‘inny’ ale nie mogę. Muszę być w pobliżu. Kiedy mój wzrok ląduje
na chodniku, aby podnieść nieotwartą paczkę moich… nie ma jej. Niech to szlag!
Szybko odwracam się z nadzieją, że zdołam jeszcze znaleźć złodzieja i sprawić mu porządny łomot, no może tylko go
okrzyczeć. Wszystkie moje zamiary
uciekają z głowy, gdy widzę małego chłopca ubranego w podarte brudne spodnie i
za małą również brudną i podartą koszulkę. Nie ma na sobie butów. Zrobiło mi
się go szkoda, więc postanawiam, że zostawię go w spokoju. Chłopiec nie
wiedząc, że go obserwuję otwiera paczkę i wsypuję prawie całą jej zawartość do
buzi. Musi być bardzo głodny. Ale to już nie mój problem. Obracam się na pięcie
i z prędkością świata idę do księgarni. W sumie, ja też lubię czytać, więc może
znajdę jakąś ciekawą książkę dla siebie.
Budynek zbudowany jest z czerwonej cegły. Na pierwszy rzut
oka wywnioskować mogę, że księgarnia jest już dosyć stara. Dookoła budynku
znajduję się na pół sucha, niedbale przycięta trawa. Natomiast okna mają
dodatkową siatkę ochronną na wszelkie robactwo. Całość wygląda dosyć brzydko.
Stare szklane drzwi są dla mnie wyzwaniem – są bardzo ciężkie, przez co z
trudnością dostaję się do środka.
Wnętrze budynku wydaje się nieco bardziej zadbane. Książki
są dokładnie poukładane na jasno-brązowych, wysokich półkach. Jasne, kwadratowe
kafelki na podłodze wydają się nawet trochę błyszczeć. Nie tracą czasu próbuję
odnaleźć chłopaka, przez którego się tutaj znalazłam. Nie zajmuje mi to dużo czasu. Widzę jak pod
koniec alejki, w której się aktualnie znajduję szuka jakiejś książki. Wielki
napis nad jego głową mówi mi, że szuka historycznej książki.
Czyli interesuje go historia… hmm… ciekawe…
W sumie nic w tym ciekawego,
czy nawet fascynującego, ale zawsze wiem o nim coś więcej. Może to nie
zbyt pocieszające, no ale dla mnie to zawsze coś. Muszę się dowiedzieć co jest z
nim nie tak, inaczej nie da mi to spokoju. Ten chłopaka po prostu jest inny. W
takich sytuacjach wysuwa się jedno zasadnicze pytanie; dlaczego? Muszę się tego dowiedzieć.
Do odważnych świat należy. Przejdę koło niego, udając, że go
nie widzę. To zawsze działa… przynajmniej w filmach. Po minucie zastanawiania
się wreszcie wchodzę w alejkę, w której się znajduje i powolnym krokiem idę w
jego kierunku. Staram się zwrócić uwagę na każdy najmniejszy szczegół, jego
wyglądu, ubrania. Zauważam tylko ciemną pokrywającą jego ciało czerń. Nic
szczególnego, czy dziwnego. Nawet nie zauważyłam kiedy upadam na ziemię u jego
stóp. Jego zimna dłoń pomaga mi wstać. Co się stało? Zdezorientowana całą tą sytuacją spoglądam mu
w oczy. Jego ciemne, straszne oczy. Jego
dłonie są naprawdę zimne i blade. Harry zauważył, że patrzymy sobie w oczy,
więc szybko odwraca wzrok. Mrok w jego
oczach powraca z podwójną siłą. Gdy już bezpiecznie stoję na kafelkach,
zauważam jego torbę na środku alejki. To przez nią musiałam się wywrócić.
- Wszystko w porządku? – pyta spokojnym głosem.
Szczerze mówiąc jestem zdziwiona, że w ogóle się do mnie
odezwał.
- Chyba tak.. – odpowiadam niepewnie.
- Chyba? Poprzedniego razu też nie było z tobą najlepiej – w
mgnieniu jednej sekundy jego głos robi się szorstki.
- Ja… sama nie wiem. – nastaje chwila ciszy. Mam
niepowtarzalną okazję, aby wyciągnąć z niego jakiekolwiek informacje. Staram
się kontynuować – więc…interesujesz się historią? – teraz jestem bardziej pewna
siebie.
- Nie twój interes. Powinnaś się trzymać ode mnie z daleka.